niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział V


Tak znowu zemdlałam,mój wzrok od razu wylądował na swoich nogach. Rany jeszcze dobrze się nie zagoiły miałam tyle zaschniętej krwi na nogach,zarówno jak i na policzku. Moja rana na głowie wyglądała jeszcze gorzej, bałam się tylko żeby nie weszło w moje rany zakażenie. Zaczęłam się rozglądać , nie widziałam tego chłopaka z wielkimi problemami. Tak go nazywałam.. Zauważyłam,że jego nóż leżał niedaleko mnie , próbowałam go jakoś sięgnąć,ale nie mogłam. Moje nogi wykonywały dziwne ruchy,wszystko tylko żeby sięgnąć narzędzie. Byłam cała obolała. Tak! Udało mi się dotknąć nóż i przyciągnąć go do siebie. Z wielkimi trudnościami jakoś udawało mi się rozciąć liny . I teraz pytanie. Zabić go czy nie? To już nie było dla mnie trudne. Przypomniałam sobie tylko wczorajszy dzień, co on ze mną robił. Chwilę mi zajęło poszukanie swoich rzeczy. Ale było to strasznie łatwe. Trzymał je pod liśćmi, był tam też na szczęście mój łuk ,nie miałam siły się z chylić,ale jakoś to zrobiłam, jednak po chwili stwierdziłam,że nie zrobię tego łukiem.. Taka śmierć była by za przyjemna.
- Tym razem ja posłużę się nożem -powiedziałam do siebie. Po czym podeszła do śpiącego wroga,tak cicho żeby się nie zorientował. Zresztą to nie miało znaczenia,spał tak niewinnie,więc przyśpieszyłam. Bardzo mocno zaciskałam nóż w lewej ręce, usiadłam koło niego.
- Co mam z tobą zrobić? - tak,znów mówiłam do siebie.Po czym wsadziłam nóż głęboko w jego czaszkę , krew  pryskała, leciała również z jego ust. Dla mnie to wspaniały znak. Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i ruszyłam. Jednak gdzie ja mam iść? Zapomniałam! Miałam zbierać zapasy dla Jess i Amy. Został mi tylko jeden dzień, bo obiecałam ,że wrócę za najwięcej cztery dni. Nie wyrobie się! Gdyby tylko były tu telefony. O czym ja mówię?! Prawie nie mogę iść. Dobrze nie czuję swoich dolnych kończyn. Nie mam siły.. Tak pragnęłam się z kimś skontaktować, tak chciałabym żeby Jess tu była .
Tymczasem u Jess i Amy.
- Skąd znasz tą całą Kate? - spytała Amy,wcinając na szczęście dobrze jagody.
- Poznałam ją kiedyś .. nieważne ,a co? - odpowiedziała Jess.
- Możemy jej ufać?- Amy zadała następne pytanie.
- Tak! Tak , oczywiście,że możemy , spokojnie nic nam nie grozi-powiedziała Jess, uspokajała ją.
W tym samym czasie u mnie.
Siedzę pod drzewem , nie mam siły wstać , nawet nie mam czymkolwiek ruszyć. Rana na głowie znów dawała znak, jednak teraz pomyślałam o kosogłosach. Czy umieją one powtórzyć każdy dźwięk? Warto spróbować.
- Ratunku. - powiedziałam to dość melodycznie,jednak nie dostawałam żadnej odpowiedzi.
To bez sensu, znów zastanawiałam się czy zginę. Nie mogę chodzić i jestem w takim miejscu , w którym każdy może mnie znaleźć.  Muszę wstać, oparłam się o drzewo obok. I w końcu wstałam.  Próbowałam iść , ale chwilę się o coś potykałam. I znów pytanie? Iść do punktu startu? Nie to za bardzo ryzykowne. Powinnam wracać, na szczęście zaznaczałam jakoś teraz powinnam trafić z powrotem do Jess i Amy. Mam nadzieję, że nic im nie jest. Oparłam się plecami o drzewo, czując okropny ból w nogach. Nie byłam w stanie iść dalej, wszystko mnie bolało, czułam każdy mięsień mojego ciała. Myślałam tylko o tym, żeby ktoś tu przyszedł i mnie dobił. To było nie do zniesienia ,opadłam na miękki mech.  Zacisnęłam dłonie w pięści i powoli wstałam. Oparłam się ponownie o to drzewo i, starając się nie przemęczać swojego ciała, ruszyłam w dalszą drogę. Chyba jeszcze mam dla kogo żyć, chciałabym żeby Jessica mnie znalazła i po prostu wbiła mi sztylet w serce. Czemu sama nie mogę tego zrobić. Właśnie , nikt nie powiedział , że nie mogę . Z wielkim wahaniem wyjęłam z plecaka sztylet i długo na niego patrzyłam , jakby był czymś niezwykłym.  .  Mocno zacisnęłam go w swojej dłoni. Potem skierowałam ostrze ku sercu, i przez chwilę usłyszałam coś jakby bicie mojego serca, które zaraz zostanie zatrzymane. Czy na pewno tego chcę? Powieki zaczęły odpadać , sztylet powoli zbliżał się ku swojemu celu.  W tym czasie ktoś mnie powstrzymał.
- Nie! Kate ,nie możesz tego zrobić!-krzyczała. Ktoś jakby Jessica. Próbowałam wstać,teraz nawet mi się to udało.  Podeszłam bliżej, tak tak! To Jessica, ale co ona tu robi? Przyszła tu po mnie? Obraz ,który teraz widziałam zaczął się rozmazywać ,to chyba halucynacje. Tak myślałam. Jednak ona krzyknęła coś jeszcze.
- Chodź w tą stronę! Doprowadzę cię do nas!-krzyczała po czym wskazała drogę. Potem wszystko zniknęło. Obudziłam się,leżałam na ziemi.
-Co się ze mną dzieje..- powiedziałam. To wszystko mi się śniło? Nie.. Nadal kogoś widziałam. To nie była Jessica wskazująca mi drogę ani chłopak który mnie okaleczał. Chociaż leżał już dawno zabity. Wtedy bez zastanowienia wstałam, podparłam się o drzewo, gdy zobaczyłam wroga nie bolało już nic. Zdałam sobie sprawę,że nie moge się poddać. Czy naprawdę myślałam o samobójstwie? Schowałam się za duże drzewo ,które stało przede mną. Przeciwnik stał odwrócony,ale już stąd widziałam,że był uzbrojony. Właśnie zorientowałam się ,że nie mam przy sobie plecaka. Miałam tylko łuk i dwie strzały. Dam radę? Postanowiłam znów spróbować sztuczki z kamieniem ,rzuciłam kamień gdzieś w krzaki, jak tylko najdalej mogłam. Nie usłyszał tego. Stał nieruchomo. Próbowałam podejść go od tyłu. Jednak po chwili zobaczyłam,że ręce ma związane. Liny ciągnęły się do drzewa. Podeszłam bliżej, w końcu zdałam sobie sprawę,że jest martwy. W jamie ustnej miał ostre narzędzie. Ktoś musiał go nie lubić. Od razu zaczęłam szukać jakichkolwiek rzeczy. Znalazłam się na pieńku obok. Nogi jeszcze trochę bolały. Postanowiłam,że usiądę.. Ale nie przy nim. Odeszłam trochę dalej. Wzięłam jego plecak. I co dalej?

___
Wiem,wiem wiem! Dostanę za to że za krótki, dałem z siebie przynajmniej tyle. Matko szkoła. I już mam dość matematyki . Następny rozdział za tydzień, < 3